Czy naprawdę wierzysz, bracie,
że jesteś wolny?
Gdy budzik dzwoni o szóstej trzydzieści,
a ty wstajesz, by sprzedać osiem godzin życia
za pensję, która nie smakuje jak chleb,
tylko jak papier z watermarkiem banku centralnego,
który co kwartał drukuje nowe miliardy,
żeby twój zarobek był wczoraj wart więcej niż jutro.
Czy naprawdę wierzysz, że jesteś wolny,
gdy twój podatek płaci za bomby
spadające na dzieci, których imion nigdy nie poznasz,
a ty płacisz, bo inaczej przyjdą po ciebie?
Gdy klucze do mieszkania, które nazywasz swoim,
wiszą na szyi banku przez najbliższe trzydzieści lat,
i każdy przelew to kajdany z oprocentowaniem zmiennym.
Gdy nie masz czasu przytulić własnego dziecka,
bo boisz się, że na drugie już cię nie stać,
a na trzecie tym bardziej,
więc miłość odkładasz na emeryturę,
której i tak może nie być.
Gdy w markecie wszystkie pomidory są idealnie czerwone,
idealnie kuliste, idealnie bezsmakowe,
jak twój dzień, jak twoje marzenia w formacie A4.
Gdy patrzysz w ekran i wiesz,
że za rok, może dwa,
twój szef wymieni cię na model,
który nie śpi, nie choruje, nie prosi o podwyżkę
i nigdy nie pyta, po co to wszystko.
Powiedz mi więc jeszcze raz,
spokojnie, prosto w lustro:
Czy naprawdę wierzysz, że jesteś wolny?
Bo jeśli tak,
to czym, do cholery, jest wolność?


